niedziela, 29 lipca 2018

DIY piórnik

Na wstępie przepraszam, że ot tak dawna nie pojawiło się tutaj nic nowego. O dziwo, w trakcie wakacji jeszcze trudniej jest mi wygospodarować sobie czas niż podczas roku szkolnego, kiedy jestem zawalona nauką. W każdym razie wróciłam z nowymi pomysłami i chęcią do dalszego pisania.

Po tej dłuższej przerwie postanowiłam pokazać wam coś prostego, a zarazem przydatnego. Padło na piórnik, ponieważ uwielbiałam szyć i tworzyć już od przedszkola i mimo, że nie jestem w tej dziedzinie żadną ekspertką, to jestem w stanie uszyć nawet bardziej skomplikowane piórniki, niż ten który tutaj prezentuję i ozdabiać je na różne sposoby. Prawdopodobnie zaprezentuję to jeszcze w przyszłości. Dzisiaj postawiłam jednak na najprostszy piórnik jaki może być, głównie dlatego, że metoda, którą mam zamiar go ozdobić wymaga uprasowania go, więc musi być on płaski. Z góry zaznaczam, że jest to poradnik dla osób, które niezbyt znają się na szyciu, więc jeżeli jesteś osobą faktycznie takimi rzeczami zainteresowaną i poszukującą zaawansowanych i profesjonalnych poradników, to nienajlepiej trafiłeś/aś.

Ja mam w zwyczaju zszywać swoje piórniki ręcznie, ale oczywiście można użyć do tego również maszyny lub jakiejś innej przetestowanej techniki. Moje "dzieło" postanowiłam zrobić z odciętej nogawki od spodni (skracałam je sobie bo jesienią i tak bym się w nie już nie wcisnęła, a tak przynajmniej mam shorty). Materiał jaki wy wykorzystacie jest rzecz jasna kwestią waszych zasobów i wyboru. Nie wydaje mi się jednak, żeby był sens kupowania materiałów specjalnie po to, żeby robić z nich tego typu rzeczy, kiedy ma się w domu jakieś skrawki, lub np. stare ubrania, które nie nadają się już do dalszego noszenia. Potrzebny jest też suwak (lub jakieś inne zapięcie), nici, igła, nożyczki itp.

Przejdźmy więc do głównego DIY:

1. Wybrałam swoją nogawkę (oczywiście czarna jak moja dusza oraz ulubiona kawa, herbata i humor).
 2. Przycięłam ją tak, żeby strona od strony stopy była minimalnie dłuższa od planowanej długości piórnika. Wybrałam właśnie tę stronę nogawki, ponieważ spodnie z których pochodzi były bardzo wąskie i dopasowane, więc w okolicach ud się rozszerzają i trudniej byłoby z nich wyciąć równy prostokąt (a tak poza tym spodnie często przecierają się na udach i kolanach, a ja chciałam mieć równomierny czarny kolor).
 3. Odcięłam szew u dołu nogawki.
 4. Ułożyłam nogawkę płasko i wycięłam jedną z jej stron. W przypadku większych piórników wystarczy wyznaczyć jeden z pozostałych szwów jako dno i przeciąć obie warstwy wzdłuż drugiego i dopasować głębokość. Ja jednak chciałam mieć możliwość noszenia swojego piórnika w małej torebce, więc nie może on zajmować zbyt wiele miejsca.
 5. Złożyłam swój przyszły piórnik na pół. W przypadku wariantu z większym piórnikiem krok ten można uznać za zaliczony. Należy pamiętać, że to co teraz jest na zewnątrz, będzie finalnie wnętrzem piórnika, więc jeżeli materiał ma jakieś wzory, kolor intensywniejszy z jednej strony lub coś w tym rodzaju, to ta ładniejsza część, która ma być widoczna musi być teraz zakryta.
 6. Zszywam brzegi. Najlepiej do tego użyć nici w kolorze materiału, lub takiej, którą będzie widać, ale żeby wciąż ładnie wyglądała. Jeżeli mimo wszystko chce się zszywać z zewnątrz (oczywiście wtedy materiał musi być zagięty odwrotnie), to należy pamiętać aby zrobić to tak, żeby brzegi materiału znalazły się w środku. Użyłam niebieskiej nitki, żeby zobrazować ten krok. Tutaj macie pokaz tego, jak nie powinny wyglądać ściegi (dobrze, że nie będzie tego widać).
 7. Przewróciłam materiał na drugą stronę.
8. Wszyłam suwak. W moim przypadku jest to czysta prowizorka, więc odsyłam was do poradników na you tube, np. link do krótkiego poradnika lub link do trochę dłuższego poradnika.

Voila! 

Przepraszam za jakość zdjęć w tym wpisie, ale popsuł mi się aparat, a mój telefon to ziemniak, z którego nie byłam w stanie wykrzesać nic lepszego niż teraz widzicie.

wtorek, 5 czerwca 2018

Markery touch five - czy warto?

Długo mnie nie było, ale to dlatego, że usiłuję zdać i mieś średnią co najmniej 3,5 , a nie dlatego że nie chce mi się już pisać lub skończyła mi się wena. Jeszcze może tu być troszkę pusto, ale muszę się przemęczyć do końca roku szkolnego. W każdym razie w przerwie między matmą a chemią postanowiłam wreszcie wspomnieć o moim "nowym" nabytku - markerach touch five, które zamówiłam z Chin trzy miesiące temu a przyszły jakiś miesiąc temu (czyli troszkę im się zeszło).
Do tej pory używałam markerów marki Chameleon (o których napisałam osobny post do przeczytania którego gorąco zapraszam tutaj) i Promarkerów. Zarówno pierwsze jak i drugie polecam, ponieważ są wygodne i dosyć profesjonalne. Co więc skłoniło mnie do zakupu markerów Touch Five? Cena. Po przeliczeniu cena jednego markera Chameleon wynosić może nawet do 20 zł., Promarkery kupuję na sztuki po kilkanaście zł. Jeżeli chodzi o cenę moich chińskich (zapomniałam wprost napisać, że pochodzą z Chin, a może to mieć spore znaczenie jeżeli chodzi o ich jakość) zamienników, ich cena waha się w zależności od tego, za pośrednictwem jakiej strony internetowej są one zamawiane. Nie da się ich chyba kupić w żadnym punkcie, na pewno ja ich nigdy nie widziałam, jak również nie znalazłam w internecie żadnych ofert. Ja zamawiałam je przez aliexpress, a że przy okazji załapałam się na promocję i wzięłam od razu trochę większy zestaw kolorów (przy większości produktów bardziej opłaca się brać większe zestawy), to cena jednego markera nie przekroczyła nawet 1 zł. 

Mój zestaw (60 kolorów) przyszedł razem z czarnym opakowaniem. Nie jest ono zbyt sztywne, ale myślę, że do tych markerów powinno wystarczyć, ponieważ w przeciwieństwie do np. Chameleonów nie posiadają one żadnych szklanych elementów. Dodatkowo jest ono bardzo wygodne i nie zajmuje zbyt wiele miejsca jak na tej wielkości zestaw. 


W paczce była również biała kartka z narysowaną tabelką. Zrobiłam sobie na niej swache, ale papier na którym owe "ułatwienie" się znajduje jest zbyt śliski i nie pije wogóle tuszu, przez co kolory nie są tak intensywne jak normalnie.

Jest to jednak bardziej przydatne od tego, co znajduje się na skuwkach, więc w sumie nawet z tego korzystam (ale jak typowy Polak muszę sobie ponarzekać). W każdym razie da się tą kartkę dopakować do opakowania, więc mogę ją nosić razem z markerami.



Do zestawu zostały też dołączone dwa ołówki. Jak dla mnie sprawdzają się świetnie. Była też do nich strugaczka, ale ledwo zdążyłam jej użyć (wyrabia normy), a już ją zgubiłam, więc nie dodam zdjęcia, bo nie mogę jej znaleźć w swoim bałaganie (chociaż wolę określenie "artystyczny nieład").



Zazwyczaj jak już robię line-art to używam do niego cienkopisu, natomiast w tym zestawie znalazłam długopis żelowy. Pomijając grubość (osobiście preferuję cieńsze obramowanie, chociaż to zależy bardziej od gustu niż wygody użytkowania), nie jest w sumie w tej roli wiele gorszy, szczególnie, że nie rozciera się pod markerami. A tak poza tym wygląda prześlicznie.


No po prostu spójrzcie na tę końcówkę <3 . 

Nienajgorzej sprawdza się on też solo:




Jednak jeżeli chodzi o dodatki, to najbardziej urzekła mnie rzecz, której nie dostanie się tak łatwo w osiedlowej księgarni - biały żelopis  - wybawca wielu praktycznie straconych prac. Moim zdaniem jest on zaskakująco wręcz dobry jak na tak tanią rzecz.


Przejdźmy wreszcie do samych markerów. Patrząc na ich wygląd można odnieść wrażenie, że są one po prostu podróbką Copiców, jednakże ja takowych nie posiadam i nie miałam okazji używać, więc porównam je do tego co mam. Występują one w dwóch kolorach - czarnym i białym (oczywiście ja wybrałam je sobie pod kolor humoru, duszy, ubrań oraz ulubionej kawy i herbaty). 

Mają one dwie końcówki - jedną "zwykłą" sztywną końcówkę (jak dla mnie, odrobinę zbyt sztywną) i jedną ściętą. Jest ona sporo szersza niż w Promarkerah.


Jeżeli chodzi o kolory, to jak już wspomniałam, nie są one takie jak na swachach. Większość z nich jest bardzo intensywna. Są też i jasne odcienie np. niebieskiego czy szarego, jednak mi brakuje kolorów potrzebnych do uzyskania jasnej karnacji. Odkryłam, że można odrobinę rozjaśnić nałożoną już warstwę za pomocą markera "white pearl", jednak sprawdzi się to tylko przy ciepłych kolorach, ponieważ mimo koloru białego w nazwie i na skuwce, jest on bardziej żółtawy. Nie wydaje mi się też, aby gama kolorystyczna była dobrze dobrana, ale w sumie to za tę cenę nie ma co narzekać.

W przypadku innych firm, czas jest naszym sprzymierzeńcem, ponieważ możemy nakładać coraz więcej warstw, żeby uzyskać intensywniejszy lub ciemniejszy kolor. Tutaj, w przypadku niektórych markerów nie możemy sobie na coś takiego pozwolić, ponieważ tusz "wylewa się" z nich pozostawiając nieestetyczne plamy w miejscu gdzie kończy się następna warstwa, przez co nie można nimi uzyskać ładnego gradientu, ponieważ powstają swojego rodzaju granice (linie).  Żeby jednak nikt nie stwierdził, że tylko chejtuję, muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem tego, jak intensywnie jaśniejsze kolory mogą się "przebijać", gdy nałoży się je na ciemniejsze. 

Jeżeli chodzi o komfort ich używania to jest on znacznie niższy niż przy droższych markerach. Mnie osobiście trochę denerwują. 

Tu macie trochę mojej męczarni z "trochę" dziwnymi kolorami (w przyspieszonym tempie, żeby was nie zanudzić:




Jeżeli chodzi o ten rysunek to tak wygląda on po ukończeniu:


A tutaj próbka czegoś w żywszej kolorystyce, takiej do jakiej najwyraźniej markery te zostały stworzone:


Podsumowując:

Zady:

+ tanie
+ wygodne opakowanie
+ zestaw nienajgorszych produktów (ołówki, strugaczka, czarny długopis żelowy i biały żelopis)
+ jasne kolory mogą być dosyć widoczne nawet na ciemniejszych
+ ten zapach *.*

Walety:

- długi czas oczekiwania na przesyłkę
- nienajlepszy dobór kolorów
- brak niektórych potrzebnych jasnych kolorów
- z niektórych markerów tusz "wylewa się" na papier, pozostawiając niechciane plamy

Jeżeli chodzi o mnie, to myślę że był to dobry zakup. Za tę cenę warto jest się nawet trochę pomęczyć.

niedziela, 13 maja 2018

Jak kolorować włosy markerami?

Już od dłuższego czasu planowałam stworzenie jakiegoś poradnika odnośnie rysowania włosów, aczkolwiek jest to dosyć złożone. Pomijając już to, jak wiele różnych fryzur istnieje, są też różne techniki i style rysowania, każdy może chcieć uzyskać inny efekt... W każdym razie postanowiłam się skupić na jednej technice - markerach alkoholowych. Podejrzewam, że część moich porad może też przydać się przy rysowaniu kredkami, malowaniu itd. (szczególnie te dotyczące tego, w jaki sposób padają cienie itp.), ale skupię się raczej na metodach nakładania tuszu tak, żeby uzyskać jak najlepszy efekt. Do przygotowania rysunków używałam markerów marki Chameleon (zapraszam do moich małych recenzji: markery, kredki), ale nie używałam ich specyficznych właściwości, żeby poradnik był uniwersalny i sprawdzał się równie dobrze np. przy Promarkerach, Copicach itp.

Chciałam pokazać różne przykłady, więc przygotowałam sobie na początku line-arty różnych damskich fryzur. Udostępniam je tu do ćwiczeń (jeżeli komuś nie chce się lub nie ma czasu na tworzenie własnych line-artów tylko dla prób) i być może jako jakąś inspirację do stworzenia podobnej stylówki narysowanej postaci.




Pracę najlepiej zacząć od dobrania odpowiednich kolorów. Pierwsze sześć fryzur pokolorowałam dosyć jednolicie, jednak na każdą z nich przypadało po kilka markerów. Myślę, że w takim przypadku trzy odcienie będą optymalną ilością, jednak jeżeli nie ma się trzech podobnych odcieni danego koloru również nie jest niemożliwe żeby pokolorować nim włosy. markery alkoholowe mają taką właściwość, że po wyschnięciu delikatnie blakną, i gdy nałoży się na namalowaną jednym z nich powierzchnię kolejną jego warstwę, efekt jest podobny do tego, jaki by się uzyskało dodając inny, a czasem nawet lepszy, czego doskonałym przykładem jest skóra, do której zrobienia naprawdę rzadko używam więcej niż jednego markera, a tworzę bardzo wiele odcieni. Ostatnio zabawiłam się w "two markers challange" i myślę, że powstały w ten sposób rysunek dosyć dobrze to obrazuje:



Jak widać nie trzeba wielu markerów żeby uzyskać wiele odcieni. Takie ich użytkowanie zajmuje jednak sporo więcej czasu, więc jeżeli jest taka możliwość, warto się zaopatrzyć w trzy markery różnych (ale dosyć zbliżonych) odcieni koloru jakim chcemy pokolorować włosy. Najlepiej zeswachować (wiem, że takie słowo nie istnieje, ale jest w trąbkę, więc go sobie użyłam) je sobie na osobnej kartce i odpowiednio dobrać. 


Tutaj macie moje swache. Myślę, że mogą być dosyć przydatne dla innych użytkowników Chameleonów (o ile się rozczytacie). Dwie kolumny od lewej to "główne" kolory włosów, pierwsza z nich to te zastosowane przy sześciu jednolitych fryzurach.

Przy rysowaniu (czy też nawet i malowaniu) czegokolwiek warto się zaopatrzyć w biały cienkopis. Jest przydatny przy rozjaśnianiu różnych powierzchni, tworzeniu odbłysków światła i innych jasnych plamek, a także zakrywaniu błędów, jak np. lekkie wyjścia za linię itp. Innym przydatnym narzędziem jest również blender. 

Przejdźmy więc do głównej części poradnika. Po lewej stronie są rysunki pokolorowane samymi markerami (którymi dokładnie możecie znaleźć na przygotowanych swachach), po prawej natomiast z dodatkiem białego żelopisu. 

Na początku na całą powierzchnię włosów nakłada się najjaśniejszy odcień. Najlepiej użyć do tego jak największej końcówki, żeby się nie namachać. Potem "środkowym" zaznaczamy ciemniejsze części fryzury i dodajemy linie biegnące wzdłuż kierunku, w którym układają się włosy. Do tego również najłatwiej użyć grubszej końcówki markera (ściętej, ew. pędzelkowej). Na końcu ostatnim z markerów zaznaczamy jeszcze mocniej najciemniejsze miejsca, dodajemy szczegóły fryzury i pojedyncze cieniutkie włoski wzdłuż niej. Które miejsca są jednak najciemniejsze?

Co ważne, włosy w miejscach w których układają się w miarę gładko, można potraktować trochę jak bryłę. Są wypukłe i z zewnątrz tej wypukłości są trochę ciemniejsze, na środku zaś zbiera się światło (chyba, że pada ono od tyłu, wtedy jest na odwrót, a jasne włosy nie zatrzymują go w pełni, więc dociera dosyć daleko i wtedy jedynie czaszka sprawia, że nie oświetla np. grzywki). Co więcej, z tego rodzaju brył składa się już wcześniej zaprezentowany warkocz (tylko, że on nie przepuszcza światła, a co najwyżej wystające z niego pojedyncze włoski)


Należy też pamiętać o cieniach, które rzucają na siebie poszczególne pasma. głowa, różnego rodzaju dodatki, czy w przypadku rysunków ukazujących coś więcej niż samą postać, elementy otoczenia.


Generalnie włosy warto pokolorować trochę ciemniejszym odcieniem przy nasadach, na końcówkach i tam gdzie są cienie, np. za głową (na kokach i kucykach), na włosach puszczonych do tyłu (cienie rzucane przez plecy i resztę włosów) czy, szczególnie jeżeli chodzi o loki, rzucane przez pasma położone bliżej źródła światła.


Odnośnie białego żelopisu zaś, poza nakładaniem go na  najjaśniejsze części włosów, warto go wykorzystać do dodania wystających z fryzury włosków, jednak sprawdzi się to tylko gdy ma się już jakąś skórę i tło. Tutaj macie moje pozostałe jednolite fryzury:




Teraz przejdziemy do fryzur kilkukolorowych. Na obrazku ze swachami środkowa kolumna to ta z głównymi kolorami tych fryzur, natomiast prawa zawiera odpowiednie kolory dodatkowe. Istnieją różne rodzaje przejść między tymi kolorami.

1. Najpierw kolorujemy najjaśniejszym odcieniem jednego koloru, potem najjaśniejszym odcieniem drugiego tak, żeby nie pozostawić białych dziur, ale też nie zmieszać za bardzo kolorów, po czym dopełniamy je ciemniejszymi tak samo jak normalnie.



2. Najpierw nakładamy najjaśniejsze odcienie i dokładnie mieszamy (do czego może się przydać blender), po czym dodajemy delikatnie ciemniejsze, również starając się uzyskać gładkie przejścia między jednym kolorem a drugim.


3. Najszybsza technika, dająca efekt podobny do tego w punkcie 1 - nakładamy jaśniejszy kolor (koniecznie musi to byś ten na końcówkach), cieniujemy go sobie ciemniejszymi odcieniami, po czym bezpośrednio na niego nakładamy kolor ciemny, tak żeby zachodziły na niego pojedyncze kreski. Da się taki efekt uzyskać niestety jedynie tylko wtedy, jeżeli jeden z kolorów jest dużo ciemniejszy od drugiego.


4. Jasne pasemka - najpierw rysujemy je, a potem ostrożnie kolorujemy wokół nich drugim kolorem.


5. Ciemne pasemka - kolorujemy normalnie bazowym kolorem, po czym na nim dorysowujemy pasemka.


Mam nadzieję, że moje porady będą pomocne, bo sporo się omęczyłam nad tym poradnikiem. Na koniec mój ukończony rysunek, w którym starałam się wykorzystać jak najwięcej z wymienionych technik. :)



czwartek, 3 maja 2018

Proporcje dłoni - Rysowanie dłoni #1

Dłonie, ręce - jeden z największych koszmarów podczas rysowania, szczególnie z wyobraźni. Niby każdy wie, jak wygląda dłoń, ma pewną wizję, a i tak intuicyjnie rysujemy to:


Na samym początku muszę wymienić trzy rzeczy:

1. Nie mówię, że wszystko MUSI być w rysunku realistyczne, w przypadku bardziej kreskówkowych stylów rysowania dłonie takie jak powyżej są oczywiście akceptowalne. Każdy powinien móc tworzyć tak jak lubi i tak jak się mu podoba, więc nie mam zamiaru krytykować niczyjej twórczości.
2. Ja też nie jestem zbyt wybitna w tej kwestii. Nadal się uczę, ale myślę że mój poradnik może ułatwić to innym, ponieważ o wiele szybciej będą mogli przyswoić wiedzę i umiejętności do których ja dochodziłam i dochodzę często metodą prób i błędów.
3. Ze względu na fakt, iż dłonie służą do bardzo wielu rzeczy, mogą się wyginać na wiele różnych sposobów i mogą być rysowane z różnych perspektyw, nie ma takiej możliwości abym zebrała całą wiedzę jaką jestem w stanie w jednym poście, więc powstanie ich cała seria. 

Amen

Przejdźmy więc do najpierwszego poradnika - jak sam tytuł sugeruje zajmiemy się proporcjami dłoni. Najlepiej widać je gdy jest ona otwarta. Przygotowałam własne, niezbyt idealne jeszcze rysunki dłoni, żeby jakoś to pokazać. Obok nich znalazły się moje notatki, które stworzyłam przyglądając się prawdziwym dłoniom, a nie tym narysowanym, ponieważ te nie do końca oddają rzeczywistość, a chciałam być jak najbardziej dokładna. 


Sama zawsze nienawidziłam korzystać ze zdjęć cudzych notatek, nawet jeżeli osoba która mi ich użyczała miała ładne pismo (a o moim trudno to powiedzieć), więc nie chcę was zmuszać do męczenia się nad tymi notatkami, tym bardziej że nie są w 100% kompletne, bo nie miałam aż tyle miejsca, a chciałam żeby całość ładnie wyglądała.

Warto zacząć od tego, że dłonie są dosyć indywidualne i zmieniają się z wiekiem, dlatego nie wszystkie cechy wypisane poniżej sprawdzą się u wszystkich dłoni. Do tego lewa i prawa ręka jednej osoby, nawet nie uwzględniając blizn, znamion itp. zwykle nie są do końca identyczne.

Tak więc, mimo że nie jestem z biol-chemu zacząć należy chyba od odrobineczki anatomii: każdy palec składa się z trzech paliczków (dalszego, środkowego i bliższego), wyjątek w tej kwestii stanowi jedynie kciuk, u którego występują jedynie dwa paliczki. Między nimi, jak sama nazwa wskazuje, znajdują się stawy międzypaliczkowe, szczególnie zwracające na siebie uwagę u chudszych dłoni, ponieważ są wtedy szersze od reszty palca. Są one widoczne w postaci poziomych linii na palcach. Na zakończeniu każdego palca, a dokłądniej w połowie dalszego paliczka zaczyna się nasada paznokcia. Warto wspomnieć, że u kobiet zazwyczaj paznokcie są sporo dłuższe niż u mężczyzn i dzieci, ale tego typu różnicom poświęcę prawdopodobnie osobny post, ponieważ zauważyłam ich wręcz zaskakująco dużo. Między palcem a resztą dłoni znajduje się jeszcze staw śródręczno-palcowy. 

Jeżeli patrzymy na wierzchnią część dłoni, to u wszystkich palców z wyjątkiem kciuka bliższy paliczek ma długość zbliżoną do sumy długości pozostałych, które są natomiast dosyć zbliżonej długości, do czego dochodziłam przez dłuższy czas obserwując zdjęcia w internecie, bo u mnie dalsze paliczki są sporo dłuższe od bliższych. Mam też trochę krótsze kciuki, więc w przeciwieństwie do tego co napisałam, po zbliżeniu ich do palców wskazujących nie dotykają one opuszkami drugiego stawu tylko bliższy paliczek. W każdym razie wszystko do czego doszłam to spore uogólnienie i cechy występujące na większości zdjęć, więc jeżeli nie zgadza się wam z waszymi własnymi dłońmi, to nie ma problemu.

W przypadku wewnętrznej części dłoni, na większości zdjęć paliczek bliższy i środkowy są mniej więcej równej długości, natomiast dalszy jest odrobinkę dłuższy. Tuż przy nadgarstku wyłania się kość (według nieomylnego wujka Google nazywana łokciową), która w dalszej części ręki zakryta jest warstwą tłuszczu i mięśni. Często, szczególnie przy jasnej karnacji posiadacza dłoni, widać też niebieskie żyły. No chyba, że są to tętnice. Pytałam koleżadnki z biol-chemu i stwiedziła, że chyba tętnice, ale mówi się, że ktoś sobie podciął żyły a nie tętnice, więc jako human uznałam to za argument przewyższający "chyba tętnice". W każdym razie mogę się mylić. Wracając do tego co wiem, a nie przypuszczam, namacalnym faktem jest, że otwarta dłoń nie jest płaska. Wręcz przeciwnie, tuż za kciukiem (który z niewiadomych przyczyn zawsze przypominał mi wyglądem surowe udko z kurczaka), pojawia się spore wgłębienie. 

Tutaj taki mały rysuneczek, w którym postarałam się wykorzystać zgromadzoną wiedzę, czy raczej przedstawić ją w formie wizualnej w moim artystycznym stylu z małymi ulepszeniami:


piątek, 27 kwietnia 2018

DIY piórniko-pudełko

Dawno nie było tu żadnego DIY, więc poczułam się zobowiązana nadrobić te zaległości. Chodzę do bardzo wymagającej szkoły, dlatego na tygodniu mam naprawdę niewiele czasu na tworzenie czegokolwiek. Do tego mieszkam w internacie, który jest zamykany na weekendy, więc muszę wtedy wracać do swojego domu. Mimo to, nie jestem w stanie psychicznie wytrzymać, jeżeli raz na jakiś czas czegoś nie narysuję, więc po prostu wożę najczęściej używane przeze mnie przybory (cienkopis, biały żelopis i kredka, kilka ołówków, gumka w ołówku i zwykła, strugaczka, oraz ulubione markery itd. ) w tę i z powrotem. Nie jest to jednak zbyt wygodne, ponieważ zajmują sporo miejsca (zbyt dużo, by włożyć wszystkie do jednego piórnika) i martwi mnie zawsze, czy przypadkiem nie zostaną uszkodzone w podróży, ani czy ich nie pogubię, bo do tego mam akurat wyjątkowy talent. Wpadłam na pomysł stworzenia dosyć ciekawego piórnika, którego dwie ścianki są sztywne, więc doskonale chroni on moje najpotrzebniejsze przybory, ale też z możliwością złożenia go, tak aby zajmował jak najmniej miejsca.

1. Do jego wykonania użyłam dwóch puszek po napojach. Przed rozpoczęciem pracy dokładnie je wypłukałam, ale myślę że bez tego ta technika też mogłaby zadziałać.



 2. Odcięłam górną i dolną część puszki.


 3. Rozcięłam powstałą w ten sposób tubę, tak aby powstał prostokąt. Następnie wyprostowałam go i przygniotłam grubą książką, żeby nie skręcał się. Wszystkie te czynności powtórzyłam na drugiej puszce.

4. Mniejszy z prostokątów odrysowałam na piance pirotechnicznej.


5. Od linijki poprawiłam powstały rysunek tak, żeby był minimalnie mniejszy od odrysowanej blaszki.


6. Powstały w ten sposób rysunek  wycięłam, a następnie stworzyłam drugi taki sam element.


7. Z pomocą taśmy dwustronnej przykleiłam piankę do blaszki, w ten sposób, żeby srebrna część pozostała na zewnątrz.


8. Docięłam blaszkę do wielkości pianki. To samo zrobiłam z pozostałymi prostokątami.


9. Następnym krokiem było pomalowanie blaszki akwarelami. Nie można ich jednak zbyt rozwadniać, ponieważ powstanie wtedy coś takiego:


Myślę, że może to też zależeć od rodzaju wykorzystanych akwareli.


11. To samo zrobiłam z drugim elementem., po czym odłożyłam je do wyschnięcia.


12. Przy pomocy szpilki wydrapałam na przygotowanej w ten sposób powierzchni wzorki.


13. Użyłam też permanentnego markera.


14. Pozostałe boki wykonałam z folii samoprzylepnej do okładania zeszytów i książek. Można do tego wykorzystać również taśmę klejącą. Użyłam tej techniki przy innym moim DIY - brokatowy piórnik . Niestety nie zpisały mi się zdjęcia, na których krok po kroku pokazałam, w jaki sposób to robiłam, jednak całość opiera się na siatce równoległoboku, więc myślę, że powinniście dać sobie radę. W razie problemów załączam schemat:




15. Dodałam zamknięcie. Tutaj jest akurat pełna dowolność. Polecam użyć suwaka, ale ja po prostu zrobiłam wsuwaną klapkę. 


16. Na koniec powyginałam foliowe boki (tak samo jak np, w torebkach na prezenty) tak, żeby można było zgnieść całość bez jej niszczenia. 



Gotowe! 



Opakowanie takie można oczywiście wykonać w wielu wariantach, kolorach, rozmiarach. Równie dobrze powinno się sprawować bez tej całej zabawy z akwarelami (i nie powinno wtedy w sumie wyglądać najgorzej), czy też bez podklejenia go pianką, jednak wtedy trzeba trzymać kawałki aluminium zgniecione o wiele dłużej, ponieważ pianka ma bardzo duży wpływ na to, że ścianki pozostają proste (i wygląda bardzo ładnie). W każdym razie zachęcam do eksperymentowania.

DIY piórnik

Na wstępie przepraszam, że ot tak dawna nie pojawiło się tutaj nic nowego. O dziwo, w trakcie wakacji jeszcze trudniej jest mi wygospodarow...